środa, 30 października 2013

Rozdział VI

Cześć. Mam nadzieję, że podoba Wam się mój blog i ktoś wchodzi i to czyta. Mam nadzieję też, że stosujecie się do zasady "Czytasz-Komentuj" Choć szczerze w to wątpię. Pozdrówki.


"Leże na samym dnie i łudzę się, 

że ktoś mnie podniesie"


  Nigdy nie sądziłam, że coś będzie ważniejsze niż życie. Zawsze, nawet wtedy kiedy nie miałam przyjaciół,  ceniłam życie i to co się w nim znajduje. Kochałam Adama, kochałam mój dom. Kochałam wszystko. Wszystkich ludzi, choć niektórzy dawali mi do zrozumienia, że mnie nie lubią, lub ja po prostu ich nie lubiłam. Wtedy, kiedy byłam nieśmiała, było inaczej. Nie prześladowałam sama siebie. Nie mówiłam sobie w myślach męskim głosem. Nie nakłaniałam samej siebie do samobójstwa. Nic takiego nie miało miejsca. Ale nigdy wcześniej nie zaznałam miłości, przyjaźni, czy po prostu koleżeństwa, bliskości tej drugiej osoby. Byłam sama. Sama szłam przez życie, które tak bardzo kochałam. Teraz ponad życie cenię te osoby, które kocham. Miłość do życia zamieniła się na miłość do bliskich. Do mojej przyjaciółki i chłopaka.

Maja wyjeżdża. Stoi w drzwiach ze smutną miną wypisaną na twarzy. W ręku trzyma walizkę, na plecach  ma podręczny plecak. Nie płacze, w oczach nie ma łez. Tylko smutek. Smutek zmieszany z troską i skruchą. Zostawiając mnie tu samą, wie że może mnie już nigdy więcej nie zobaczyć. Pociąga nosem i rozkłada ręce, chcąc mnie przytulić. Podchodzę do niej wolno, by jak najdłużej została przy mnie. Przytulam się do niej. Pachnie frezją, hibiskusem i piżmem. Trzyma mnie mocno i kładzie głowę na moim ramieniu.
- trzymaj się. - szepce.
Odpycha mnie od siebie wolno, lecz stanowczo. Otwiera drzwi nadal stojąc przodem do mnie. Macha, odchodząc. Zamykają się drzwi i już jej nie widzę. Słyszę kroki na piasku, a gdy już wychodzi na ulicę nie słyszę nic.
Idę na górę. Kładę się na łóżku i zastygam w takiej pozycji na kilka godzin. Patrząc na biały sufit, nie myślę. Biel rozjaśnia mój mózg, moje myśli są białe. W głowie zaczynam słyszeć piosenkę, która mnie uspokaja. "To nie moje ręce trzęsą się znów" nucę piosenkę uśmiechając się. Zaczynam się śmiać. Zagłuszam ciszę przerażającym śmiechem. Śmieję się bez przerwy.
Nagle przepełnia mnie fala cierpienia. Nachodzi mnie płacz. Powstrzymuję łzy i zwlekam się z łóżka. Usiadłam  gdy ktoś zapukał drzwi.  Sądziłam, że to Antek, czy Karolina albo ktokolwiek z Polski. Tego kogo zobaczyłam przed drzwiami zupełnie się nie spodziewałam. Serce zabiło. Usta pofrunęły do uśmiechu. Rzuciłam się mu na szyję. On zaśmiał się i przytulił mnie w talii. Trzymał mnie tak nic nie mówiąc. Stanęłam na palcach i delikatnie musnęłam jego dolną wargę. Schylił się nade mną i pocałował. Mocno, namiętnie. Przeszyła mnie fala radości, miłości, pragnienia. Wszystkiego razem. Kochałam go najmocniej. Pragnęłam oddać mu całą siebie. Całował mnie nadal.  Położyliśmy się na łóżku. Zdjął mi bluzkę, zdjął swoją nadal mnie całując. Całował szyję schodząc w dół. Zrobił mi malinkę na lewym obojczyku. Ręką delikatnie dotykał mojego brzucha, nóg...

- kocham cię. - wyszeptał gdy było już po wszystkim.
Zbudziły mnie promienie słońca wpadające przez okna. Spałam na piersi Kacpra słysząc jego oddech, bicie serca, czując jego zapach. Patrzyłam teraz na jego idealną twarz.  Kruczoczarne kosmyki włosów opadały mu na dość wąskie czoło. Usta miał lekko rozchylone przez co wyglądał jeszcze piękniej. Cerę miał tak czystą, że można było bez wszelkich wątpliwości stwierdzić, iż stosuje "puder z róż". Delikatne rysy twarzy, pełne usta, głębokie oczy, kruczoczarne włosy, to właśnie to czego nie mogę sobie za wszelką cenę przypomnieć, gdy nie ma go obok. Nie pamiętam jego melodyjnego głosu z lekkim norweskim akcentem. Kocham przypominać sobie jak pięknie wymawia moje imię, lecz radość, która wtedy mi towarzyszy w niczym nie przypomina radości, która przychodzi gdy słyszę jak mówi cokolwiek do mnie, twarzą w twarz. Czasami myślę, że coś jest ze mną nie tak, jakąś cząstkę mnie bez wątpienia oddałam Kacprowi i gdy go nie ma przy mnie, nie ma również mnie. Zabrał ze mnie tą najważniejszą część.
Patrze jak otwiera oczy, a następnie mruży przez jasność panującą w tym pomieszczeniu. Uśmiecha się lekko na mój widok, po czym czule całuje mnie w policzek. Jego miękkie usta na krótką chwilę muskają moją skórę, a gdy je odrywa, czuję tam ciepło. Opuszkami palców ciągnie wzdłuż obojczyków.
- dzień dobry mój świecie. - mówi cicho. Rozkoszuję się melodią wydawaną przez jego głos. Jego słowa wzbudzają we mnie chęć życia, której już tak dawno nie czułam.
Nadal patrzy na mnie czarnymi oczyma, są pełne troski, szczęścia, miłości, uczucia. Uśmiecham się lekko, przysuwając się jeszcze bliżej niego. Opiera się na łokciu, przez co zrzuca mnie na poduszki. Patrząc w górę widzę tylko jego twarz, czuję jedynie jego dłoń dotykającą mojego brzucha. Po chwili znów całuje moje usta, oddaję mu pocałunek i zamykam oczy. Dłonią przesuwa po moich udach. Przepływa przeze mnie iskra szczęścia.
- choć coś zjeść. - mówi odrywając swoje usta od moich, moim zdaniem zbyt szybko.
Wstaje i obwiązuje się ręcznikiem, który zwisa z oparcia krzesła stojącego przy ścianie. Schodzi na dół i po chwili słyszę go, krzątającego się w kuchni.
Postanawiam się ubrać i ogarnąć, tak więc niespiesznie schodzę z łóżka i wędruje do łazienki. Patrząc w lustro widzę szczęśliwą dziewczynę o jasnych, tętniących radością oczach oraz długich jasnych lokach, opadających kaskadą na plecy. Wskakuję pod prysznic i myję pośpiesznie ciało, uważając przy tym, by nie zamoczyć włosów. Wychodząc, wycieram się różowym ręcznikiem, owijam się nim i przechodzę do szafy. Wyciągam z niej krótką pasiastą spódniczkę oraz czarną obcisłą bluzkę na szerszych ramiączkach, z szafki na dole wyjmuję bieliznę, po czym znów wchodzę do łazienki. Naciągam na siebie spódnicę, podciągając ją pod pępek, bluzka ląduje na mnie z szybkością światła, wkładam ją pod spód dolnej garderoby i przeglądam się w lustrze. Chwytam szybko szczotkę i rozczesuję nią włosy. Zostawiam je rozpuszczone i przechodzę do umalowania twarzy. Tym razem stawiam na lekki makijaż. Z kosmetyczki wyjmuję tusz do rzęs oraz podkład. Nakładam cztery warstwy tuszu na rzęsy i maluję się podkładem szybkimi ruchami palców. Zadowolona z efektu zbiegam do kuchni i całuję w policzek Kacpra przyrządzającego śniadanie.

- nie mam pojęcia na co uskarżała się Maja. - mówi, wkładając sobie do ust kolejny kęs omleta.
- przy tobie czuję się jak nowonarodzona. - stwierdzam.
- nie wątpię. - przytakuje mi, po czym rozlega się pukanie do drzwi.
Wstaję, by otworzyć, lecz Kacper jest szybszy. Zaraz widzę go przy drzwiach, otwierającego je.
- cześć. - daje mi się słyszeć płynny dziewczęcy głos. - chyba się jeszcze nie znamy, co ?
- na pewno nie.- śmieje się Kacper.
Wstaję i idę do nich. Uśmiecham się na sam ich widok i przytulam każdego z osoba.
- Kacper, poznaj Karolinę i Antka. To moi przyjaciele. - mówię. - wejdźcie.

     
Siadamy przy stole. Kacper nakłada gościom sałatki owocowej, zrobioną wczoraj przez Maję.
- a więc.. - zaczyna Antek. - Maja wyjechała ?
- tak, coś się jej przytrafiło i musiała wyjechać, nie życzyła nawet powiedzieć mi dlaczego. - wyznaję oburzona.  Wymienili z Karolą porozumiewawcze spojrzenia.
- cóż, szkoda. - westchnęła wybranka Antka. - chodzi o to, że dzisiaj jest ognisko. Może byście przyszli ?
Spojrzałam na Kacpra, który patrzy na mnie i uśmiecha się, wzruszając ramionami.
- zależy od tego jak będzie czuła się Lili. - odpowiada za mnie. 
- hymm.. może powinna przejść się do psychiatry ? Te ataki nie są zdrowe. Poza tym dochodzą jeszcze różne załamania, jak zauważyłem. - mówi Antek. Nie podoba mi się, że mówią o mnie w trzeciej osobie. Jakby mnie tu w ogóle nie było. Jakbym nie istniała. 
- spróbuję ją namówić. - obiecuje Kacper, po czym posyła mi kojący uśmiech. Zastanawiam się, czy on nie ma jakichś nadludzkich zdolności. Uspokaja mnie. 

Wychodzą i zostajemy sami. Czuję narastające szczęście, patrząc w jego oczy.
- przejdziemy się ? - pyta.
    
Nie mam ochoty wychodzić. Boje się wychodzić. Boję się, że jak wyjdę to wrócę bez Kacpra. Kiwam więc głową przecząco z przerażonymi oczyma. Siada obok mnie, na sofie, obejmując mnie w talii. Opieram głowę o jego ramię. Siedzimy tak, przez jakiś czas. W końcu zaczyna coś o czym wcale nie chcę rozmawiać. Przepływa przeze mnie fala złości, bólu i rozgoryczenia. Do oczu napływają mi łzy.
- możesz powiedzieć co dzieje się podczas twoich ataków ? - to pytanie staje się powodem łez spływających po moich policzkach. - nie płacz. - mówi z troską w głosie. 
- podczas moich ataków jestem spokojna, tak jak z tobą. - wyznaję przez łzy. 
Milczy dość długo. 
- czym są dla ciebie moje łzy ? - pytam głupio. 
- bólem, kotku. - mówi cicho. Zauważam, że on też płacze. Tylko cicho, spokojnie. - a czym moje są dla ciebie ? 
- krwią, bólem. - przyznaję. 
- dlaczego krwią ? - pyta oniemiały. 
- łzy to też krew, lecz duszy nie ciała.  - mówię patrząc w pustkę.


                                                                                  

piątek, 25 października 2013

Rozdział V.

Cześć wszystkim. :) Mam nadzieję, że podoba wam się mój blog i tak dalej. Proszę o komentarze. <3

   Myślisz czasem co byłoby gdyby nie było Cię na tym świecie ? Mnie takie myśli nachodzą coraz częściej. Słyszę słowa, których się boje. Słyszę we mnie coś niepokojącego, nakłaniającego do skończenia mojego żywotu. Może ja mam jakiś problem ? A może po prostu to sobie wymyślam ? Patrząc w lustro nie widzę siebie tylko jakąś zbłąkaną duszę. Widzę popękane ciało, a w nim śmiercionośną istotę. Ta dusza nie zabija innych ta dusza zabija siebie. Dniami i nocami pragnie wyjść z tego zepsutego ciała. Ale gdy już wyjdzie, cofa się, bo się boi. Zamknięta w sobie szukam ucieczki, boję się wyjść. Słyszałam kiedyś słowa piosenki. Teraz nie wiem nawet kto ją śpiewał i jak się nazywała ale te słowa odzwierciedlają moje uczucia, bo sama nie potrafię ich wytłumaczyć. Pragnę wykrzyczeć wszystkim  wokół, że mnie ranią, lecz nie mogę. Nie potrafię wyjść z domu bez uśmiechu na paskudnej twarzy, tak jak nie potrafię bez makijażu i ubrań. Coraz mniej jem. Chcę jeść, głód ciągle ściska mój żołądek, ale nie mogę. Nie jest to za sprawą psychiki, tylko organizmu, robi się coraz słabszy. Adam udaje, że tego nie widzi, Lena udaje, że tego nie widzi, Seba udaje, że tego nie widzi, wszyscy ludzie wokół również udają, że tego nie widzą. Ale to widać. Widać jak na obrazku, że się męczę. To nic, że ciągle jestem wesoła. Każdą minutę dnia spędzam ze śmiechem, żartuję wraz z moimi przyjaciółmi. Nie skarżę się, nie krzyczę, nie płaczę. Jedynie Maja i Kacper, coś zauważają. Chcą mi pomóc, lecz ich odpycham. Śmieję się, że coś sobie wymyślają, chociaż dobrze wiem, że mają rację. Jak najszybciej powinnam wybrać się do lekarza. Jestem zmuszona do szukania pomocy, bo z każdą nocą jest ze mną gorzej. Umieram ? Nie. To raczej coś na kształt obumierania i gnicia. 

- cześć kotku, wstawaj już. - mówi do mnie przyjaciółka siedząc na łóżku. 
Mrużę oczy, wstając. Coś jest nie tak. Czuję coś co jest złe blisko mnie. Nie daję po sobie poznać strachu, uśmiechając się wesoło do Mai. 
- jak się spało ? - pytam, próbując nie uciec i nie spaść "przypadkiem" z balkonu. 
- dosyć dobrze, dzwonił Adam i pytał czy wszystko dobrze, mówił że Kacper nie może się do ciebie dodzwonić i prosi, żebyś oddzwoniła, zrób to teraz, proszę.
- dobrze. - pokiwałam głową. 
Wstałam z łóżka, w poszukiwaniu telefonu. Jak się okazało leżał na parapecie, wyłączony. Nie mam pojęcia po co to zrobiłam. Przytrzymałam przez chwilę czerwony guzik i czekałam aż na ekranie ukaże się ekran główny. 
16 nieodebranych połączeń od KACPER, 2 nieodebrane połączenia od ADAM, 1 nieodebrane połączenie od TATA, 2 nieprzeczytane wiadomości. 
Pousuwałam wszystkie połączenia i zabrałam się do czytania wiadomości. Pierwsza była od Leny:
"Cześć kochanie. Chciałam tylko zapytać jak minęła podróż i w ogóle. Mam nadzieję, że wszystko dobrze. Nie tylko ja z resztą. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz miała trochę wolnego czasu. Pozdrówki, Lena. :***" 

Następna wiadomość była od Kuby;
"Siema, jak tam, mała ? Chyba wszystko musi być ok, jesteś przecież w Polsce, nie ? Słyszałem o twoim ataku. Jak najszybciej powinnaś pójść do psychiatry, to nie żarty, kotku. Mój tata miał schizofrenie, jak wiesz nie mam ojca. Posłuchaj mnie. Narka. :*" 

Weszłam w kontakty i wybrałam numer Kacpra, choć wcale nie musiałam tego robić. Znałam jego numer na pamięć. Wystarczyło, żebym wpisała na klawiaturze tak dobrze znane mi cyferki. 
- kochanie, w końcu zadzwoniłaś. - słyszeć w telefonie jego głos, to tak jakby dostać się do Nieba. Serce zaczęło bić mi mocniej, a usta się trząść. Uśmiechnęłam się jak głupia i mówiłam w myślach jak bardzo go kocham. 
- tak, musiałam. - zaśmiałam się do słuchawki, patrząc na morze, za oknem. 
- nie miałaś innego wyjścia. - powiedział. - słyszałem o ataku i.. 
- nic nie mów. - przerwałam mu ostrym tonem. - to nic takiego. 
- słyszałem też, o tym co stało się wczoraj rano. - mówił nadal z troską w głosie. - mogę wiedzieć co ci się śniło ? 
- ty. - odpowiedziałam wysiąkniętym z emocji głosem. - ty, w najgorszym wcieleniu. Bałam się, a to co zobaczyłam było jeszcze gorsze niż strach. Chciałam uciec lecz nie mogłam. Chciałam zapomnieć, lecz nie potrafiłam. Obrazy z tego snu powracają do mnie za każdym mrugnięciem, przy każdym zamknięciu oczu. - mówiłam jak w transie. Słyszałam jego przyśpieszony oddech. 
- wyjdziesz z tego. - powiedział tylko, a ja wcisnęłam czerwony guzik. 
Odwróciłam się na pięcie i wparowałam do łazienki. 
Spojrzałam w lustro i zobaczyłam twarz dziewczyny, tak bardzo niepodobną do mojej. Pragnęłam uwierzyć, że to ja. Pragnęłam zapomnieć o narastającym strachu.  
Weszłam pod prysznic. Krople lecące z wielką prędkością uderzały o moją głowę. Huczało w niej. Nie mogłam wytrzymać hałasu, wywołanego przez strumień wody. Umyłam się szybko i wyskoczyłam jak oparzona. 
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i podreptałam do szafy. Wyjęłam z niej kwieciste bladoróżowe spodnie i bluzkę z krótkim rękawkiem w kolorze kości słoniowej. Weszłam znów do łazienki i tam wszystko nałożyłam. Z kuferka stojącego na półce wyjęłam parę bransoletek i różowy zegarek. Nałożyłam to wszystko na prawy nadgarstek, zaś na lewy włożyłam czarną gumkę do włosów, tak na wszelki wypadek. Moje loki, jak zawsze rozczesałam i pozostawiłam w lekkim nieładzie, pozwalając im naturalnie się dosuszać. Podczas wszystkich tych pielęgnacji stawałam się spokojniejsza. 
Z kosmetyczki wyjęłam tusz do rzęs i nałożyłam. Wyjęłam również ciemny podkład, rozprowadziłam go sobie po twarzy, po czym nałożyłam jasny puder. Wyciągnęłam czarną kredkę i zrobiłam kreski, z których byłam bardzo zadowolona. Przyciemniały obwódki oczu, przez co stały się jeszcze bardziej hipnotyzujące. 
Raz po raz ktoś pukał do łazienki, nie zwracałam uwagi, aż stało się to denerwujące.  
Skończywszy się malować i ubierać, wyszłam z łazienki. Szybko zbiegłam na dół, by tam zrobić śniadanie, choć nie byłam wcale głodna. Nie miałam najmniejszej ochoty na kawę, ani grzanki. Wyjęłam z lodówki jogurt truskawkowy i wyszłam na taras. 
Niebo pokrywały deszczowe chmury, były ciemne, wręcz czarne miejscami. Zakrywały nawet najmniejszy skrawek niebieskiego. Doskonale wiedziałam jak się czuło. Sama tak czułam się pod swoim ciałem. Z północy wiał lodowaty wiatr, targając moje włosy. Spojrzałam w dal, na morze. Było wzburzone. Fale co sekundę dobijały do brzegu zabierając co się da. Niebo zaczęło płakać. Pierwsze krople zaczęły dudnić o taras. Odwróciłam się na pięcie, wchodząc do domu. Usiadłam na kanapie, nadal trzymając jogurt. Zdjęłam z niego pokrywkę i nałożyłam różową maź na łyżeczkę. Patrzyłam w ścianę jedząc, słuchałam nerwowych kroków na górze. 
Odłożyłam pojemnik z wyjedzonym do półowy jogurtem, czułam się przepełniona. Za dużo miałam w sobie tego czegoś. Próbowałam nie zwymiotować i udało mi się. Po kilku minutach przeszła ogromna fala mdłości. Dalej leżałam tak pogrążona we własnym świecie. 
Maja zbiegła po schodach i skręciła do kuchni. Po kilku minutach wyszła z kubkiem gorącej kawy w kubku. 
- cześć kochanie, jak się czujesz ? - zapytała siadając na fotelu. Miała na sobie szare rurki w krzyżyki, i białą luźną bluzkę z krótkim rękawkiem, włożoną w spodnie. Rurki podwinęła przed kostki. Nałożyła czarne "Vansy". Włosy spięła w luźny kok, a grzywka jak zawsze zakrywała jej czoło. 
- w miarę. - powiedziałam. Nie kłamałam tym razem, naprawdę nie czułam się najgorzej.  
- posłuchaj.. - zaczęła ostrożnie. - muszę wyjechać, jeszcze dzisiaj. 
- co ? - serce zaczęło mocniej mi bić. Pozostawienie mnie tu samej to tak jakby, kazać dla samobójcy się śmiać. Coś nieosiągalnego i coś co jest prawdą. Panicznie boję się samej siebie. 
- przykro mi ale muszę. - patrzyła w bok. 
Serce waliło mi jak oszalałe. Wstałam szybko i wybiegłam z domu w stronę lasu. Niebo nadal płakało. Ale spokojnie. Lekka mżawka. W przeciwieństwie do mnie. Ja szlochałam. Biegłam przed siebie zupełnie tracąc orientację. W pewnym momencie zatrzymałam się i kręciłam się wokół. Drzewa zlewały się lub pojedynczo straszyły mnie swoim wyglądem. Wszędzie widziałam siebie. Pod drzewem, na drzewie, przy mnie. Dosłownie wszędzie. Rzuciłam się na ziemię i zaczęłam wyć. Przez moje ciało przeniknęła niezwykła fala chłodu połączona z bólem. Cała zaczęłam się trząść i wrzeszczeć. Krzyczałam jak najgłośniej tylko potrafiłam. Po chwili ktoś dotknął lekko mojej głowy. Uciekłam jak dzikie zwierzę. Odwróciłam się szybko. Nikogo nie było. Nagle usłyszałam: "umieraj" i przerażający, gardłowy śmiech. HA HA HA. Ktoś się śmiał. Ze mnie. 
RYCZ. 
usłyszałam znowu ten sam głos. 
JESTEŚ ALE ZARAZ CIE NIE BĘDZIE. 
słyszałam znowu. 
Maja stała za mną. 
- kochanie, proszę, nie uciekaj, proszę. - zaczęła błagalnie, podbiegając do mnie. Przytuliła mnie i zaczęła płakać. - ja już nie wiem. Ja nie wiem co się z tobą dzieje.. 
Nie odpowiedziałam jej. Niby co miałam powiedzieć ? Że słyszę coś w głowie ? Że boje się samej siebie ? Uznałaby, że jestem wariatką. 
Zapytała mnie czy mogę sama iść na co kiwnęłam głową i poszłam za nią trzymając się kurczowo jej dłoni. 

Poprosiła bym się położyła. Zrobiłam to i zamknęłam powieki. W objęciach morfeusza poczułam się bezpiecznie. Przed moimi oczyma stały dwie postacie. Jedną z nich byłam ja. Drugą trzymałam w dłoniach. Była malutka. Zza mnie wyszedł Kacper. Wszystko było takie różowe. Spokojne. Szczęśliwe. Pierwszy raz od jakiegoś czasu miałam dobry sen. 
 Niestety, nie trwało to długo. Po chwili zobaczyłam okropną czarną postać zmierzającą ku mnie. Dziecko zniknęło, Kacper również. Byłam jedynie ja i to coś. Dotknęło mnie w serce. Poczułam przeszywający ból, przez co upadłam. Ono się śmiało. Gardłowy śmiech powrócił. Te same słowa. RYCZ. JESTEŚ ALE ZARAZ CIĘ NIE BĘDZIE. Ujrzałam jej twarz. JEJ. Długie kręcone włosy sięgające wpół pleców, błękitne głębokie oczy, prześliczne rysy twarzy, duże czerwone usta śmiały się. Przemawiała głębokim męskim głosem, lecz była po prostu mną. To byłam ja.

 
   

piątek, 18 października 2013

Rozdział IV

Hejź. Co tu dużo pisać.. zapraszam do czytania i komentowania. :) 

  

"Piekło jest puste. 

Wszystkie diabły są tu. "

 Stoi w koncie mojego pokoju. Patrzy na mnie nie spuszczając ze mnie wzroku, dostrzega każdy, nawet najmniejszy, mój ruch. Jak zjawa podchodzi do mnie i w mgnieniu oka mocno ściska moją dłoń. Po chwili to już boli, a po minucie jest to już nie do zniesienia. Po paru sekundach leżę na podłodze i wiję się z bólu. On nie chce puścić, krzyczę, wyję. Nie puszcza. Śmieje się głośno i wyzywa mnie od szmat. Pomyśleć, że kiedyś tak bardzo mnie kochał. Przyklęka przy mnie i całuje mocno w usta. Uśmiecham się w duchu, i myślę że już się skończyło. Odrywa swoje usta od moich i śmieje się. Szydzi ze mnie i mówi jaka jestem naiwna. Potem siedzi już pod ścianą i płacze. Krzyczy: "umieram" 
    Budzę się przerażona. Wyskakuję z łóżka, budząc Maję i wybiegam na balkon. Otwierając drzwi potykam się i upadam na twardą posadzkę. Nie mogąc złapać tchu, próbuję wstać. Maja wbiega do mnie i kładzie dłonie na moich placach, pomagając wstać. Przyciąga mnie do siebie i uspokaja jak niemowlaka. 
- już dobrze. - szepce - co się stało ? 
Milczę i się uspokajam. 
"To tylko sen, nic więcej", mówię sobie w duchu. 
Oddycham szybko i głęboko. Dławię się łzami i kaszlę. Maja nadal mnie nie puszcza i sama zaczyna płakać. 
- Lili, co się dzieje ? - pyta. 
Nadal nic nie mówię. Odwracam głowę i widzę pływających już w morzu ludzi. Wszyscy są tacy spokojni, rozbawieni, szczęśliwi. Mały chłopczyk buduje piasek, a jakaś dziewczyna w moim wieku opala się słuchając muzyki. Trzej chłopacy zatrzymują się przy niej i siadają obok. Dziewczyna zdejmuje słuchawki, krzyczy coś i przytula każdego z osobna. Potem wszyscy biegną do wody, rozwalając chłopczykowi zamek. Dziewczyna zauważa to i pociesza chłopczyka, następnie woła chłopaków i budują zamek wszyscy razem. Chłopczyk cieszy się i pomaga młodzieży. 
- Lilka, co ci się śniło ?! - krzyczy już zdesperowana. 
- nic. - odpowiadam, przepełniona spokojem. 
Maja puszcza mnie i przygląda się mojej twarzy. 
- Boże, jaka ty blada. Kotek, wyglądasz jak trup. - martwi się. 
"Bo tak się czuję", mówię w myślach. 
- co ci się śniło ? - pyta znowu. 
Nadal milczę. Wstaję i wychodzę z balkony zamykając za sobą drzwi. Maja uderza w nie pięścią, lecz nie słyszę. Zbiegam na dół i wychodzę do ogrodu. Ona widzi mnie i krzyczy do mnie. Nie słucham jej. Zdejmuję koszulkę i ciskam na ziemię. Wbiegam do wody. Jest zimna. Czuję jakby miliony szpileczek wbijały mi się w ciało. Drętwieję, lecz wypływam na powierzchnię. Obieram oczy, wychodząc na piasek. Siadam na plaży i patrzę się w dal. W okół mnie jest tak dziwnie pusto. Nie ma nikogo, choć są wszyscy. Samotność. Dla ciebie znaczy to wiele, dla mnie nic. Godziny przesiedziane z Mają. Godziny przesiedziane z Kacprem. Miliony godzin spędzonych z moimi przyjaciółmi. To wszystko, tak dużo, lecz dla mnie tak mało. Dzień w dzień co raz więcej zarzutów. Dzień w dzień to samo obwinianie siebie. Co dnia popadanie w ciągle większą monotonię. Ktoś chce mi pomóc. Nie chcę. Uciekam. Zamykam się. Umieram. 
Wstaję szybko i biegnę do domku. Otwieram Mai drzwi. Ona siedzi z twarzą schowaną w nogach. Zostawiam otwarte drzwi i kładę się na łóżku. Zasypiam. 

Budzi mnie krzyk Mai. Biegnę w dół. Oparzyła się. Chwytam jej dłoń i puszczam strumieniem lodowatą wodę. 
- lepiej ? - pytam patrząc jej prosto w oczy. 
- lepiej. Dziękuję. - mówi, również patrząc. Jest wyższa ode mnie o całe dziesięć centymetrów.
Patrzyłam się na nią przez dłuższą chwilę, po czym odwróciłam wzrok. Wyglądała na zakłopotaną, ja natomiast czułam się rozluźniona. Patrząc na kogoś kto czuje ból, choć tylko fizyczny, czułam się lepiej. Nie czułam żadnej odrazy do siebie za to, że czuję się lepiej patrząc jak moja przyjaciółka cierpi.
Kazałam trzymać jej rękę w wodzie, a ja sięgnęłam na półkę z lekami. Wyjęłam tubkę maści na oparzenia. Maja wytarła dłoń z wody krzywiąc się. Wycisnęłam trochę kremu i posmarowałam delikatnie dłoń Mai.
Wyszyłyśmy na taras. Usiadłam na fotelu bujanym, a Maja położyła się na hamaku.
- przyjaźnimy się już rok.. - zaczęła niepewnie patrząc w bezchmurne niebo.
- mhm. - kiwnęłam głową. Zobaczyłam jak dwójka chłopców, tych samych co wcześniej, goni tą samą dziewczynę po plaży śmiejąc się. W końcu łapią ją za nogi i ręce, i niosą do wody. Wypływają z nią trochę dalej, po czym dziewczyna siada jednemu z nich na ramionach, a on skacze. Po trzech skokach zrzuca dziewczynę to wody. Ta śmieje się głośno i wpada do wody.
- nie rozumiem co się z tobą dzieje. - mówi dalej, pewniej.
- nie wiem o czym mówisz. - udaje głupio.
- to.. ta zapaść... myślałam, że nie żyjesz. A ta ucieczka, czy jak to nazwać, dzisiaj ? - mówi nadal nie spoglądając na mnie - martwię się, kotku. Może powinnyśmy..
- wszystko jest w jak najlepszym porządku. - przerywam jej. - to tylko jednorazowe zdarzenia, nic ważnego.
- nie prawda. Coś się z tobą dzieje, coś złego. Czy.. czy ty coś słyszysz.. jakieś głosy ? - pyta.
- nie. - mówię ostro.
- to dlaczego wczoraj straciłaś przytomność ? - zadaje kolejne pytanie.
- wcale nie straciłam przytomności ! - krzyczę.
- to co to było ? Co wtedy czułaś ? - nie traci spokoju.
- dobro, czułam się świetnie, odpłynęły złe myśli. - nie kłamię.
Nic nie mówi. Widzę, że chce mi pomóc, ale nie wie jak.
Słyszę kroki. Gwałtownie odwracam głowę i widzę trzech ludzi. Od razu rozpoznaję twarze. Fala ciepła rozgrzewa mnie od środka. Wstaję i biegnę do nich. Przytulam Antka i Krystiana, rzucam się na szyję dla Karoliny, dziewczyny Antka.
Karolina była blondynką o bardzo jasnej karnacji. Można, by powiedzieć, że była przezroczysta. Nigdy się nie opalała, zawsze była po prostu biała. Miała też bardzo jasnoniebieskie, wręcz białe oczy. Była szczupła i śliczna. Zawsze była bardzo miła, dla wszystkich, bez wyjątku. Nawet swoim wrogom, których miała mało, lecz byli,  była milutka. Nigdy nie powiedziała o nich złego słowa, choć wiedziałam, że ich nienawidzi. Miała 25 lat i studiowała mikrobiologię. Miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki i szarą bluzkę z krótkim rękawkiem. Na szyi widać było szelki od stroju kąpielowego.
- cześć Lilka ! Jednak przyleciałaś ! - zapiszczała głośno nie wypuszczając mnie z objęć.
- tak, tak. Jestem. - cieszyłam się.
Krystian już był na tarasie i rozmawiał z Mają. Antek stał obok Karoliny uśmiechając się od ucha do ucha.
- nie wierzyła mi, jak mówiłem, że jesteś. - powiedział trącając Karolę w biodro.
Wypuściła mnie i stanęła obok swojego chłopaka patrząc na niego pytającym wzrokiem. On kiwną głową twierdząco.
- bo widzisz.. - zaczął - jesteśmy małżeństwem.
- tak ?! - ucieszyłam się. - to super ! Gratuluję !
Uścisnęłam ich obojga z osobna.
- pisaliśmy do ciebie listy, lecz.. - przejęła głos Karolina.
- nie dochodziły, ponieważ od mojego wyjazdu zmieniłam miejsce zamieszkania trzy razy. - powiedziałam spokojnie.
- och.. - westchnęła Karola. - chcieliśmy, żebyś była na weselu, ale nie mieliśmy nawet numeru Adama, miał go tylko Krystian, a on zaczął w tym roku studia w Londynie, jego numeru też nie mieliśmy.
- cóż, trudno. - wyjąkałam, nie wiedziałam co powiedzieć.
W nieuczesanych włosach, w samym staniku i spodenkach czułam się przy nich niezręcznie.
- zaraz wracam, idźcie na taras. - pobiegłam szybko po walizki i zaniosłam je na górę. Wygrzebałam z torby strój kąpielowy oraz miętową leciutką sukienkę na grubszych ramiączkach. Założyłam to szybko i uczesałam włosy zostawiając miękkie fale opinające się na moich plecach. Sięgnęłam jeszcze po czarne balerinki i zeszłam na taras.
Wszyscy siedzieli na kanapie, Maja nadal siedziała na hamaku, bujając się odrobinę. Rozmawiali o życiu w Norwegii. Szybko usiadłam na fotelu i włączyłam się do dyskusji.
- Lilka, masz chłopaka ? - uśmiechną się Kris.
- ma. - odpowiedziała za mnie Maja uśmiechając się szeroko.
- Lilka ? - zapytał znów.
- tak, mam. - odpowiedziałam patrząc się na swoje stopy, czułam że oblewam się rumieńcem.
Wszyscy zamilkli, a potem Karolina powiedziała, że musi iść, i zaprasza nas na ognisko u niej.
- mieszkasz tam gdzie mieszkałaś ? - uśmiechnęłam się do niej.
- tak, nie. Nie, pomieszkujemy teraz z Antkiem w ostatnim domku letniskowym. Idźcie dalej w las i znajdziecie nasz domek.
- zapraszamy. - powiedział Antek na odchodnym. Krystian pomaszerował szybko za nim.

- mili są. - powiedziała Maja, powoli sącząc zimny sok pomarańczowy.
- tak. - przytaknęłam jej. - bardzo ich lubię. Znam Karolinę odkąd pamiętam.
- a ten Krystian ? - zagadnęła uśmiechając się.
- co z nim ? - uniosłam brwi śmiejąc się.
- przystojny jest, ma dziewczynę ? - nadal się uśmiechała.
- nie wiem, raczej nie. - wzruszyłam ramionami.
- a.. on jest stąd ?
- tak, ale studiuje w Londynie. - spojrzałam w górę i zobaczyłam lecącą mewę, była taka wolna, świadoma swojego istnienia.


                                                      ***

- Lili ! Spóźnimy się ! Choć już ! - wrzeszczała Maja z dołu. Właśnie wybiła godzina dwudziesta, a my przygotowywałyśmy się do wyjścia na ognisko. Założyłam oliwkową spódniczkę sięgającą mi wpół uda i białą bluzeczkę, którą włożyłam w spódnicę. Wyglądało mi to jakoś pustawo, więc do ozdoby włożyłam brązowy pasek. Włosy splotłam w kłosa u boku. Umalowałam się dyskretnie i założyłam czarne balerinki, w których przechodziłam cały dzisiejszy dzień. Zdążyłam już zadzwonić do babci z podziękowaniami za użyczenie nam domku, lecz nie mogła rozmawiać za długo, dowiedziałam się, że jest teraz u mojej ciotki w Nowym Yorku. Potem próbowałam się też dodzwonić się do mojego ojca, lecz nie odbierał. Odpuściłam sobie po trzeciej próbie.
Zeszłam szybko na dół. Maja stała przed lustrem i odwróciła głowę, gdy stałam za nią.
- jak wyglądam ? - zaświergotała.
- cudnie. - pochwaliłam ją i nie skłamałam. Na prawdę wyglądała świetnie. Jej marchewkowe włosy upięła w olbrzymiego koka z tyłu głowy, grzywka jak zawsze ukrywała jej czoło. Nałożyła sukienkę, która u góry była biała w niebieskie poziome paski, a u dołu była sztywna i w tym samym odcieniu niebieskiego co paski. Zakochałam się w tej sukience. Sięgała, tak jak moja, wpół uda. Również założyła identyczne, jak moje, czarne balerinki.
- ty też. - powiedziała z uznaniem patrząc na mnie.

Szłyśmy wolno, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Maja zanudzała mnie już opowiadaniem o Krystianie i o tym jaki to jest przystojny. Na szczęście, w trakcie gdy mówiła o włosach Krisa, zadzwonił mój telefon. Szybko wyjęłam go z mojej brązowej malutkiej listonoszki, przewieszonej przez głowę. Na wyświetlaczu pojawił się numer Kacpra i serce zabiło mi mocniej. Jak najszybciej włączyłam zielony guzik i przyłożyłam sobie słuchawkę do ucha.
- cześć kochanie. - zabrzmiał jego dźwięczny głos. Na policzki wstąpił rumieniec, a serce nie przestawało łomotać.
- cześć. - zaświergotałam.
- jak się czujesz ? Zniosłaś podróż i tak dalej ? - zapytał z troską w głosie.
- teraz czuję się świetnie. Podróż.. - nie wiedziałam co mu powiedzieć, czy skłamać, czy jednak powiedzieć mu o nierozpoznanym ataku. W końcu zdecydowałam się na kłamstwo: - nie było źle, bardzo tłoczno, ale nie najgorzej.
- cieszę się. Bardzo za tobą tęsknię. - przyznał.
- tak, ja też. - właśnie mijaliśmy domek rozwalający się domek z czerwonej cegły, a w oddali widziałam już ostatni domek.
- co robicie ? - spytał.
- idziemy właśnie na ognisko do moich znajomych. - mruknęłam.
- tak ? To świetnie ! - powiedział, w tle usłyszałam łomot i płacz dziecka. - wybacz, to moja siostra. Muszę kończyć, baw się dobrze, zadzwonię jutro. - i tyle co go słyszałam.

Kończąc rozmowę, nic nie mówię Mai. Ona również się nie odzywa. Myślę o tym, czy ktokolwiek w świecie potrafiłby zastąpić mi Kacpra. Czy ktokolwiek potrafiłby równie dobrze powiedzieć mi, że mnie kocha. Sądzę, że nie. To dobrze czy też nie ? Czy powinnam się cieszyć z tego, że tak bardzo jestem w nim zakochana ? Czy to dobrze, że gdy słyszę jego głos serce zaczyna bić mi szybciej ? Dlaczego, gdy o nim myślę widzę jego twarz za mgłą ? Przecież tyle razy studiowałam rysy jego twarzy ? Patrzyłam w jego piękne, czarne wręcz oczy i widziałam w nich odbicie samej siebie. Choć niewyraźne tak bardzo widoczne. Dlaczego w moich wspomnieniach nie mogę sobie przypomnieć wyraźnego wyrazu jego twarzy, choć tak bardzo go znam ? Nie wiem już jak wygląda, nie pamiętam. Nie mogę przypomnieć. Tak bardzo go kocham, chociaż tak słabo znam. Słabo ? Znam go już ponad rok. Czy to jest krótko ? Nie wcale nie. Kocham go, bo tak powinno być. Wmawiam sobie, że jego miłość do mnie nigdy się nie skończy, choć nie mam prawa mieć takiej pewności. Już w tej sekundzie może poznać nową dziewczynę, w której się zakocha bez opamiętania. To wcale nie musiałam być ja. Może tak naprawdę on mnie nie kocha i wciąż okłamuje ? Nikt tego nie wie.
- to tutaj. - mówię mojej przyjaciółce otwierając bramkę. Widzę piękny jednopiętrowy domek. Idziemy kamienną ścieżką. Wchodzimy schodami na werandę, na której roi się od kwiatów. Dzwonię do drzwi i otwiera je Karolina. Przytula nas obie i prowadzi do ogrodu. Malutki salon jest oddzielony od kuchni szklaną ścianką, co dodaje uroku. Tutaj również jest mnóstwo kwiatów. Za stołem zauważam dwoje drzwi. Wychodzimy do ogrodu, gdzie również jest wiele kwiatów, najwięcej jest jednak czerwonych róż. Czuję ten sam słony zapach, co u nas. Tutaj jednak mocniej pachnie sosnami. Na plaży pali się już ognisko, a na około niego siedzi spora grupa ludzi mniej więcej w naszym wieku. Na gitarze gra jakaś dziewczyna i odrazu ją rozpoznaję. To Mirka. Natychmiast do niej podbiegam i przytulamy się. Zapoznaję ją z Mają i przysiadamy się do ogniska. Nigdzie nie widzę ani Antka ani Krystiana. Po chwili podchodzi do nas szatynka średniego wzrostu i przedstawia się.
- jestem Jula. - mówi. Ma wielkie złote oczy i jest bardzo chuda. Wygląda na 22 lata. Potem podchodzi do nas jej chłopak, Michał. Wysoki, wysportowany blondyn, następnie poznajemy jeszcze jego brata bliźniaka - Kamila i jego przyjaciela - Fabiana.
Wreszcie zjawia się Krystian i prosi Maję do tańca. Uśmiecham się do Mai i zaczynam rozmawiać z Fabianem. Jest on bardzo miły. Ma krótkie brązowe włosy i jest bardzo wysoki, ma około dwóch metrów. Mój Kacper jest od niego wyższy tylko o dziesięć centymetrów ale to i tak robi wrażenie.
- jak tam Kacper ? - pyta. Zaskakuje mnie to pytanie.
- skąd go znasz ?
- przyjaźniłem się z nim. - wzrusza ramionami i spogląda na ognisko. Ogień wije się jakby się zdenerwował.
- skąd wiesz, że z nim jestem ? - zapytałam zaciekawiona. Spojrzałam na niego. Nie wiem o czym myślał i to mnie denerwowało.
- każdy to wie. Jesteście już długo. - wzrusza ramionami. - to co, że to Polska, ale w tej mieścince każdy cię zna. Nawet tutaj jest coś takiego jak plotka, kotku. Ludzie to kurwy, nie ważne co powiesz, każdy to będzie wiedział. To nic, że chodzi tu jedynie o twoje szczęście. Jeden drugiemu przekaże informacje z drobnostką dodaną od siebie, a z tego robi się już niezła historia. Nie jedno już o tobie słyszałem. Dużo osób tutaj cie nienawidzi, a większość kocha. Wszyscy dodają coś od siebie.
Nie patrzył na mnie, po prostu bredził coś bez sensu, a gdy zostawił mnie samą zrozumiałam.


piątek, 11 października 2013

Rozdział III.


Hej. ♥ Właśnie piszę następną część. Jestem bardzo zadowolona, że ktokolwiek czyta te moje wypociny i jeszcze do tego je komentuje.! Zachęcam do dodawania swojej opinii i stosowania reguły: "Czytasz = komentuj." Dziękuję i zapraszam. :) 

 

Są takie dni, w których zdajesz sobie sprawę z różnych rzeczy. Że na przykład musisz pouczyć się z danego przedmiotu, lub że musisz wyjść teraz z psem, bo zaraz nasiusia ci na twój ulubiony dywan. Są też poważniejsze rzeczy. Czasami zdaje nam się, że nie dajemy już razy ze swoim życiem, lub że twoja przyjaciółka nie znaczy dla ciebie już tak dużo ile kiedyś znaczyła. Ja właśnie zdałam sobie sprawę, że kocham nad życie chłopaka, który tak naprawdę parę dni temu był dla mnie przyjacielem. Patrząc na niego czuję, że żyję, a myśląc o nim czuję szczęście. Mając go w swoich ramionach, czuję jakbym dostała swój własny, bezbłędny świat. Mój własny świat. 
Jadę i rozmawiam z Mają, która jest ze mną w Polsce, o tym jak bardzo jestem szczęśliwa. Ta potakuje mi tylko smutno i uśmiecha się, choć wiem, że coś jest nie tak. 
- cieszę się z twojego szczęścia. - mówi. - cieszę się, że Kacper odnalazł kogoś na kim mu naprawdę zależy. Ciebie. 
- mhm.. więc w czym problem ? - pytam, patrząc jej prosto w oczy. 
- chodzi o to, że to ja chciałam być tym jego szczęściem. - mówi cicho. Zamieram. Zamykam oczy tak szybko jak to tylko możliwe, by ona nie zobaczyła w nich złości i smutku zmieszanych w jednym. Serce bije mi tak szybko, że myślę, że chce uciec ode mnie, by nie czuć tego co czuje w tej chwili. Przygryzam wargę, lecz nie czuję bólu. Po chwili czuję jak strużka ciepłej krwi płynie po mojej brodzie. Otwieram zaciśnięte, do tej pory powieki i szperam w torebce w poszukiwaniu chusteczki. Maja podaje mi szukaną i od razu przykładam ją sobie to ust. Pali trochę, lecz nie zwracam na to najmniejszej uwagi. Patrzę przed siebie, widzę młodą kobietę przeciskającą się przez tłum różnokrajowców pociągu, krzyczy coś, lecz nie słyszę. Po chwili podbiega do niej mały chłopczyk i chwyta ją za rękę. Uśmiechają się do siebie i idą w kierunku foteli. Po chwili znikają mi z oczu. - widzisz, nie mam ci za złe tego co zrobiłaś. Nie chcę, byś się z nim rozstała. Widzę, że on cię kocha i potrzebuje. Tylko nie wiesz o nim niczego, nie wiesz co on w sobie ukrywa. 
- co ? - patrzę na moją przyjaciółkę i zaciskam odruchowo pięści. Uspokajam się i wypuszczam powietrze.
- on jest narkomanem. - przecina mnie wskroś, ostrymi jak nóż słowami. Potem dodaje jeszcze: - on umiera. Ratuj go. Ja już nie potrafię. 
Coś się ze mną dzieje. Serce powoli przestaje bić, a krew zastyga. Robi mi się okropnie zimno i nie mogę się ruszyć. Mój mózg oczyszcza się ze wszelkich myśli i zapada nieziemska cisza. Nie słyszę już gwaru ani Mai. Spokój, Spokój. Spokój. 
Nagle serce zaczyna znowu walić. Gwar jest sto razy głośniejszy niż był, rozdziera mi uszy. Coś przyciska mnie do czegoś. Jakby ktoś zamknął mnie w malutkim pudełku i nie pozwalał wyjść. Nie mogę oddychać. Duszę się. Spadam. Lecę wgłąb czegoś czego nawet nie widzę. W głowie mi szumi, wychwytuję pojedyncze słowa. "pomocy", "ona", "musi żyć", "boje się", "ratunku". Pojedyncze słowa układają się w całość i zaczynam oddychać. Serce zaczyna bić normalnie, zaczynam słyszeć, widzę. 
Rzucam się na szyję dla zdesperowanej Mai. Po policzkach płyną jej łzy, jest cała roztrzęsiona i woła ludzi. Oni tylko patrzą i gdy tylko się ruszyłam wszyscy wracają do swoich zajęć. Jedynie ta kobieta, którą widziałam zapytała czy się dobrze czuję i dała lizaka, bo myślała, że jestem cukrzykiem. Ale nie jestem, nie wiem, co to było.
- jejciu. Nie rób mi tak więcej. - wydukała przytulając się do mnie.

                                                  ***
Gdy wchodziłyśmy do domku było już późno. Rzuciłam walizki, które dźwigałam, na podłogę i włączyłam światło. Moim oczom ukazał się salonik. W kącie stał telewizor, a przy nim kanapa. Obok były drzwi na taras i ogród. Pamiętałam wielkie okno, na parapecie nadal było mnóstwo poduszek i koc. Maja powoli oswajała się z otoczeniem i usiadła na parapecie.
- piękny widok. - powiedziała patrząc się w okno. Faktycznie, piękny widok. Gdy byłam młodsza potrafiłam godzinami siedzieć w tym miejscu i gapić się w morze. Fascynowały mnie fale uderzające o brzeg.
Przeszłam do kuchni. Było tu tak samo jak zapamiętałam. Pachniało miętą, szafki były drewniane, a na przeciw lodówki stał nieduży stół. Znowu weszłam do salonu, Maja nadal siedziała na parapecie, ja natomiast weszłam po schodach na górę. Otworzyłam drzwi. Stało jedno duże łóżko, drzwi do łazienki po prawej stronie. Obok wielka szafa z lustrem, a na lewo drzwi na balkon. Weszłam do łazienki i umyłam się szybko. Założyłam krótkie dresowe spodenki i wielką koszulę.
- Maja, chcesz coś jeść ? - zapytałam.
- tak ! - wykrzyknęła i pobiegła za mną do kuchni, ona też już się umyła, jak widać znalazła łazienkę, w końcu korytarza.
Maja robiła zupę mleczną, a ja kakao. Włączyłyśmy muzykę i śpiewałyśmy. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam śpiewając jeszcze. Otworzyłam je, a w drzwiach stali dwaj chłopcy, po około 25 lat, jeden brunet o oliwkowej karnacji, zaś drugi bardzo przystojny rudy. Krystian i Antek.
- Lilka ! - wrzasnęli obydwaj i uścisnęli mnie.
- no cześć przystojniaki. - uśmiechnęłam się przepełniona radością. - skąd wiecie, że przyjechałam ?
- gadałem z Adamem. - zaśmiał się Krystian.
- to wszystko wyjaśnia. - śmiałam się. - wejdźcie.
- kotku, ile makaronu dać, bo nie rozumiem. - śmiała się Maja krzycząc z kuchni.
Chłopcy zdjęli buty i śmiejąc się wpadli do kuchni. Moja przyjaciółka aż podskoczyła z przerażenia.
- jejku, kto to ? - zapytała oniemiała.
- to jest Krystian - wskazałam na bruneta. - a to Antek.
- cześć, nie bój się. - śmiał się Kris.
- jesteśmy grzeczni. - poparł Antek.